Jest wyjątkowo dobry rok na jemiołuszki, ale to ani trochę jak w Polsce - tu zaledwie kilkanaście stwierdzeń dziennie na całe UK. Raz widzieliśmy w centrum Abergavenny 6 ptaków, whow.
Kurczę, nie bardzo jest o czym pisać, ale trzeba, bo nam oglądalność spada ;))) Choć jak wiadomo 'im więcej napiszesz, tym więcej głupot napiszesz' (to zdaje się Kisiel - ?).
A dziś spacer z Marianką nad jezioro Llangorse. Jak to ma mawiać Zenon Lewartowski, legenda polskiej ornitologii terenowej, po czym poznać prawdziwego terenowca? - po gumowcach i lornetce. No z Marianem, to już w teren iść można. W dodatku ciekawe, że ptaki się jej nie boją i podlatują, zupełnie jakby wiedziały, że to dziecko, nie dorosły.
Ot, choćby rudzik, przedświątecznie - obowiązkowy element kartek 'sezonowych' w tym pogańskim kraju.
... coś chyba jednak nie daje za wygraną.
Babcię Elę pożegnaliśmy - pofrunęła spowrotem do Gdańska. DZIĘKUJEMY za ten czas z nami!
Good luck down under, take care and have lots of fun! We miss you guys, see you in Poland or in the UK sometime in a couple of years. All the very best, God bless!
W końcu słoneczny jesienny dzień, więc sporo czasu na dworze (tudzież jak gdzie niegdzie mówią 'na polu'). Dziecięce marzenie Taty - latawiec, okazało się spora frajdą dla Marianki i co ciekawe, Babci Eli również.

A Martusia, jak to Martusia, przespała całą zabawę w ciepłych promieniach listopadowego słońca
W niedzielę przyjechała do nas Babcia Ela. Babcia jest super i wnuczki są super, czyli rodzice idą w odstawkę ;) Z Babcią to, z Bacią tamto, Babcia poczyta, Babcia nakarmi, Babcia ubierze, założy butki, zapnie spinkę...
No, może nie zima, ale przymroziło tak, że Joasia nie mogła auta otworzyć, a szczyty pobliskich gór i pagórków pokryły się bialuśkim śniegiem
W ogrodzie kwiaty pomroziło, a maliny w sorbeciki malinowe się zmieniły
Gdy mamy nie ma w domu, czyli poranne pidżama party
Martusia zaczęła dużo lepiej sypiać. W dzień cały czas łazi, co chwila coś znajduje, nowych rzeczy się uczy i sporo się śmieje. Noce już nie do poznania, anioł nie dziecko, tylko 1-2x na noc się budzi i już czekamy, aż zaskoczy nas pierwszą w pełni przespaną nocą od czasu swoich narodzin (głębokie ukłony w stronę supermamy, która jakoś jeszcze żyje). Mała cały czas ząbkuje, ale nie jest źle, a do tego odstawiamy ją od piersi i zadziwiająco dobrze to znosi.
Marian? - mól książkowy się zrobił, że aż strach. Po polsku i po angielsku różne rzeczy zna, mówi i pokazuje. Co i rusz przynosi książeczki i Mama cytaj, Tata cytaj,... Dobrze, że rodzice tacy a nie inni, to bez obaw, na intelektualistkę nam tu nie wyrośnie ;)

Spokojnie, rodzinnie, w domu. Solenizantka sama zdmuchnęła świeczkę (słowo!)
Któregoś przedpołudnia miała fazę na wchodzenie na krzesła. Na szczęście minęło.
Są takie dni, w tym i ten właśnie, kiedy mniej lub bardziej odczuwamy home sick, czyli tęsknotę za domem, rodziną i miejscami, gdzie się wychowaliśmy i które lubimy. Jakoś nam nie w smak zapraszać brytyjskich znajomych na rodzinne święta, a do prawdziwych rodzin i przyjaciół daleko. Dzieli nas nie tyko dystans geograficzny, ale już i nawet czasowy - jesteśmy na wyspach przeszło 3.5 roku. To dystans, który z każdym dniem się powiększa. Na martusiowe urodzinki dostaliśmy więcej karteczek po angielsku niż po polsku i nawet rodzice chrzestni zapomnieli choćby zadzwonić. To drobne znaki, że siłą rzeczy coraz mniej mamy ze sobą wspólnego, coraz mniej wspólnych tematów i problemów. Z drugiej strony coraz bardziej wrastamy tutaj, pomimo biernego oporu, czy mimo częstych różnorakich kontaktów z krajem i 2-3ma wizytami w Polsce rocznie.
Tak naprawdę nie są tak utuczone, jak wyglądają na tym zdjęciu ;)
Ktoś tu chyba obgryza paznokcie podczas kąpieli
Parę landszafcików z wyjazdu Micha do Snowdonii (północna Walia) do wglądu na nietylkoptaki.blogspot.com
Grzybów ostatnio niewiele i nie bardzo mieliśmy czas, ale właśnie w Snowdonii trafił się szmaciak gałęzisty. Absolutna rewelacja, fantastyczny smak, mocny grzybowy aromat, ciekawa tekstura, grzyb łatwy i przyjemny w obróbce, duży. Czego chcieć więcej? Drobny szczegół: w Polsce jest chroniony, nieczęsty i nie wolno go zbierać :D
No, w końcu - w Polsce zimno, a za to u nas przyzwoicie ;)


Walia jest czasem przyjemna, nie da się ukryć. Świetna miejscówka, wygodny domek, dobrzy znajomi i sąsiedzi, karbuty i ogólnie łatwe i tanie życie. Jednak wraz z kończącym się obecnym kontraktem Micha rozważamy najróżniejsze warianty, w tym i powrót do pięknego kraju nad Wisłą(!). Zobaczymy.
I już jesienny widoczek z pobliskiego (od naszego domu) jeziora Llangorse Lake.
Czyli słońce jeszcze świeci nad tym krajem! Tak, naprawdę czujemy się jakby był to pierwszy słoneczny dzień od jakichś 7 miesięcy.
Porządki. Marianka czyści swój zapuszczony fotelik samochodowy - poprzyklejane jedzenie, papiery, to i owo - trzeba odmyć. Koszenie trawy, wietrzenie mieszkania i pościeli, masa prania i inne drobne rzeczy, których nie dało się zrobić przez ostatnie długie deszczowe miesiące.
Dzidziuś-Martusia daje nam w kość konkretnie. Tak źle chyba jeszcze nie było, pomimo, że od czasu jej narodzin nie doświadczyliśmy ani jednej w pełni przespanej nocy. Ząbkuje i potrafi ryczeć godzinami. Ostatnio pozwoliła na sen dopiero po 4tej rano. Jakkolwiek przesłodka za dnia, w nocy staje się potworem.
Coraz więcej gaworzy, sama łazi wzdłuż mebli, opróżnia szafki i szuflady, naśladuje gesty, macha pa-pa i przybija 'piątkę'.
Pewnie, że nudzimy i się powtarzamy: walijskie lato jest do kitu. Deszcze non-stop, powodzie dookoła, pochmurno, pranie nie schnie, trawa rośnie i nie ma kiedy skosić, ogólnie nie ma jak nosa wystawić żeby nie zmókł.
Weekendowo odwiedziła nas Ala z Londynu, wraz ze swoją mamą Gobiszą.


Nie trzeba wyjaśniać, jak obie rówieśnice przepadały za sobą. Autorstwo dwóch poprzednich zdjęć należy do mamy Ali, Gobiszy. Klikając tutaj można obejrzeć ich stronę, a tu link do strony ich własnej księgarni z książeczkami dla dzieci - reklama, a co!
Blog ten został utworzony podczas naszego pobytu za granicą, aby nie rozsyłać zbyt dużo powielających się zdjęć i tekstu przez mejle, czy komunikatory. Wtedy to dzieliśmy się nimi otwarcie, a adresatami były nasze Rodziny i Znajomi. Po powrocie do kraju w zasadzie nie ma potrzeby dalszego utrzymywania bloga, ale od czasu do czasu zamieszczamy zdjęcia i informacje, zwł o naszych pociechach. Zapraszamy serdecznie, Joasia z Marianną, Martusią, Zosią i Michał