Sunday, September 21, 2008

Tenby, Pembrokeshire (W Wales)

No, w końcu - w Polsce zimno, a za to u nas przyzwoicie ;)
Michał wrócił po tygodniowej nieobecności (praca na północy) i na fali dobrej pogody wybraliśmy się nad morze, do kurorciku Tenby. Marianka twardzielka zaliczyła kąpiel (nie pokażemy tu zdjęć małej naturystki, bo za to tutaj zamykają). Martusia też się rwała, ale nie ryzykowaliśmy.




Walia jest czasem przyjemna, nie da się ukryć. Świetna miejscówka, wygodny domek, dobrzy znajomi i sąsiedzi, karbuty i ogólnie łatwe i tanie życie. Jednak wraz z kończącym się obecnym kontraktem Micha rozważamy najróżniejsze warianty, w tym i powrót do pięknego kraju nad Wisłą(!). Zobaczymy.

I już jesienny widoczek z pobliskiego (od naszego domu) jeziora Llangorse Lake.

Saturday, September 13, 2008

Watch your splashing!

Czyli słońce jeszcze świeci nad tym krajem! Tak, naprawdę czujemy się jakby był to pierwszy słoneczny dzień od jakichś 7 miesięcy.
Jabłka i gruszki dojrzewają, późne maliny, które zasadziliśmy jeszcze 'latem' też dały pierwsze owoce i jest pełno jeżyn, a to wszystko bez wychodzenia daleko, w naszym ogrodzie. Ma ta Walia i pozytywne strony.

Porządki. Marianka czyści swój zapuszczony fotelik samochodowy - poprzyklejane jedzenie, papiery, to i owo - trzeba odmyć. Koszenie trawy, wietrzenie mieszkania i pościeli, masa prania i inne drobne rzeczy, których nie dało się zrobić przez ostatnie długie deszczowe miesiące.

Dzidziuś-Martusia daje nam w kość konkretnie. Tak źle chyba jeszcze nie było, pomimo, że od czasu jej narodzin nie doświadczyliśmy ani jednej w pełni przespanej nocy. Ząbkuje i potrafi ryczeć godzinami. Ostatnio pozwoliła na sen dopiero po 4tej rano. Jakkolwiek przesłodka za dnia, w nocy staje się potworem.

Coraz więcej gaworzy, sama łazi wzdłuż mebli, opróżnia szafki i szuflady, naśladuje gesty, macha pa-pa i przybija 'piątkę'.

Saturday, September 06, 2008

Rydze, prawdziwki, opieńki, podgrzybki

Pewnie, że nudzimy i się powtarzamy: walijskie lato jest do kitu. Deszcze non-stop, powodzie dookoła, pochmurno, pranie nie schnie, trawa rośnie i nie ma kiedy skosić, ogólnie nie ma jak nosa wystawić żeby nie zmókł.
W krótkotrwałych przerwach między deszczem a ulewą udaje się wyskoczyć do lasu. Jest mnóstwo rydzów, są opieńki, jakieś podgrzybki i nawet kilka prawdziwków się trafiło. Prawdziwki suszymy na święta, całą resztę rąbiemy na bieżąco w różnych postaciach - jajecznice, obiadki, marynaty.