Wednesday, October 29, 2008

Zima?

No, może nie zima, ale przymroziło tak, że Joasia nie mogła auta otworzyć, a szczyty pobliskich gór i pagórków pokryły się bialuśkim śniegiem

W ogrodzie kwiaty pomroziło, a maliny w sorbeciki malinowe się zmieniły

Gdy mamy nie ma w domu, czyli poranne pidżama party


Martusia zaczęła dużo lepiej sypiać. W dzień cały czas łazi, co chwila coś znajduje, nowych rzeczy się uczy i sporo się śmieje. Noce już nie do poznania, anioł nie dziecko, tylko 1-2x na noc się budzi i już czekamy, aż zaskoczy nas pierwszą w pełni przespaną nocą od czasu swoich narodzin (głębokie ukłony w stronę supermamy, która jakoś jeszcze żyje). Mała cały czas ząbkuje, ale nie jest źle, a do tego odstawiamy ją od piersi i zadziwiająco dobrze to znosi.

Marian? - mól książkowy się zrobił, że aż strach. Po polsku i po angielsku różne rzeczy zna, mówi i pokazuje. Co i rusz przynosi książeczki i Mama cytaj, Tata cytaj,... Dobrze, że rodzice tacy a nie inni, to bez obaw, na intelektualistkę nam tu nie wyrośnie ;)

Monday, October 20, 2008

No, nie ma o czym pisać, bo katar do pasa, kobitki się zwyczajnie poprzeziębiały, siedzą w domu i kwękają. A ogólnie BZ.

Saturday, October 11, 2008

1. urodziny Martusi!


Spokojnie, rodzinnie, w domu. Solenizantka sama zdmuchnęła świeczkę (słowo!)
Tutaj link do postu z zeszłego roku, gdy Martusia się urodziła.


A powyżej próbka martusiowego chodzenia. To było 26go września, więc wyobraźcie sobie jak teraz śmiga! już nie tylko łazi po całym domu, a i w ogrodzie i chętnie wdrapuje się w najdziwniejsze miejsca.

Któregoś przedpołudnia miała fazę na wchodzenie na krzesła. Na szczęście minęło.

Są takie dni, w tym i ten właśnie, kiedy mniej lub bardziej odczuwamy home sick, czyli tęsknotę za domem, rodziną i miejscami, gdzie się wychowaliśmy i które lubimy. Jakoś nam nie w smak zapraszać brytyjskich znajomych na rodzinne święta, a do prawdziwych rodzin i przyjaciół daleko. Dzieli nas nie tyko dystans geograficzny, ale już i nawet czasowy - jesteśmy na wyspach przeszło 3.5 roku. To dystans, który z każdym dniem się powiększa. Na martusiowe urodzinki dostaliśmy więcej karteczek po angielsku niż po polsku i nawet rodzice chrzestni zapomnieli choćby zadzwonić. To drobne znaki, że siłą rzeczy coraz mniej mamy ze sobą wspólnego, coraz mniej wspólnych tematów i problemów. Z drugiej strony coraz bardziej wrastamy tutaj, pomimo biernego oporu, czy mimo częstych różnorakich kontaktów z krajem i 2-3ma wizytami w Polsce rocznie.

Wednesday, October 01, 2008

Jesień zdecydowanie

Tak naprawdę nie są tak utuczone, jak wyglądają na tym zdjęciu ;)
Ale czasem zdaje się, że nabierają zdrowych brytyjskich kształtów, to prawda.

Ktoś tu chyba obgryza paznokcie podczas kąpieli

Parę landszafcików z wyjazdu Micha do Snowdonii (północna Walia) do wglądu na nietylkoptaki.blogspot.com

Grzybów ostatnio niewiele i nie bardzo mieliśmy czas, ale właśnie w Snowdonii trafił się szmaciak gałęzisty. Absolutna rewelacja, fantastyczny smak, mocny grzybowy aromat, ciekawa tekstura, grzyb łatwy i przyjemny w obróbce, duży. Czego chcieć więcej? Drobny szczegół: w Polsce jest chroniony, nieczęsty i nie wolno go zbierać :D