
Kurczę, nie bardzo jest o czym pisać, ale trzeba, bo nam oglądalność spada ;))) Choć jak wiadomo '
im więcej napiszesz, tym więcej głupot napiszesz' (to zdaje się Kisiel - ?).
Czekamy na Boże Narodzenie, czekamy i cieszymy się na przyjazd Dziadków z Torunia. Będą z nami na Święta i Nowy Rok, a Babcia mamy nadzieję, to nawet i dłużej z nami zostanie, by pomóc przy dzieciach, gdy oboje rodzice będą pracować jednocześnie.
Ponadto dziś nastąpił Przełom. Tak, przez duże P. A mianowice Martusia po raz pierwszy w swym jakże długim (w tym przypadku) życiu, przespała całą noc, sama we własnym łóżeczku! Jeszcze raz ukłony w stronę Mamy, która to jakoś przetrzymała - bo to głównie Ona cierpiala nocne niewygody, zwłaszcza za czasów karmienia piersią.
Jeśli chodzi jeszcze o kwestie strategiczne, to cały czas rozważamy powrót do Polski. Wałkujemy temat i musimy przyznać, że nie jest to łatwa decyzja.

A dziś spacer z Marianką nad jezioro Llangorse. Jak to ma mawiać Zenon Lewartowski, legenda polskiej ornitologii terenowej,
po czym poznać prawdziwego terenowca? - po gumowcach i lornetce. No z Marianem, to już w teren iść można. W dodatku ciekawe, że ptaki się jej nie boją i podlatują, zupełnie jakby wiedziały, że to dziecko, nie dorosły.

Ot, choćby rudzik, przedświątecznie - obowiązkowy element kartek 'sezonowych' w tym pogańskim kraju.