
Weekend spędziliśmy z przyjacielem Michaelem (dawnym szefem Micha), który przyjechał do nas z południa, z Devonu. Każdy pretekst, żeby wybrać się w teren jest dobry, a więc ruszyliśmy płoszyć pardwy w Black Mountains


Robi się zielono. Kwiatów pełno, powoli wyłażą też i liście, a modrzewie już niemal zupełnie w zieloniutkich miekkich igłach

Na parkingu szajka zięb, aktywnie żebrze celując w autach, które dopiero co przyjechały

Wróbel jaki jest każdy widzi

No, nie ma śmiechu, bo i jak, kiedy 38,6'C na rtęciowym? I nie ma to nic wspólnego z wyprawami w teren, słowo! Trzeba przetrzymać, choć lekko nie jest

Martusia z kolei, zaliczyła swój pierwszy 'stały' posiłek ever. Jak przystało na nadwiślańskie geny, wsuwała gotowanego kartofla
Niedługo przyjedzie do nas Babcia Ela z Gdańska.
Tata natomiast podziczy niemal cały miesiąc w północo-wschodniej Polsce i już przebiera nogami, tak doczekać się nie może. Wyjazd już we wtorek, prom do Szwecji, dalej do Gdyni i hulaj dusza na wiosennych rozlewiskach Biebrzy i Narwii!