Dziekujemy za tak gorący odzew na wieść o narodzinach Martusi. Jeszcze nie zdążyliśmy poodpisywać na mejle, ale odpiszemy, zostańmy w kontakcie.Poniżej krótka nieskładna i niepełna relacja z ostatnich tygodni - dopiero co podłączyliśmy się do internetu. Mieliśmy też pierwszych gości z Polszy i nie tylko, więc może jeszcze coś wkleimy :)
Wraz z nadejściem drugiego dziecka czasem wydaje się, że świat stanął na głowie.
Jednak dzięki Babci Helenie udało się gładko przyjąć narodziny Malutkiej i przetrwać przeprowadzkę do Walii. No nie, bez przesady, nie jest to takie trudne. W końcu i z dziećmi, i z przeprowadzkami mamy już pewne doświadczenie.
Martusia chcąc nie chcąc, okazała się konkretną marudą - kolki męczą biedaczysko w zasadzie co wieczór. Dobrze, że mamy wolnostojący domek i podwójne okna - nie ma kto zapukać z irytacją w ścianę.
Co innego Marianka. Można już z kobitą rzeczowo pogadać i zająć się praktycznymi sprawami
jak choćby rozpaleniem w kominku
lub kibicowaniem na meczu rugby (zawodnicy jak znalazł - 1-2 lata starsi)
Resztki złotej jesieni blakną szybko. Śniegu tu pewnie jeszcze długo nie zobaczymy, chociaż okazjonalne przymrozki coraz częściej cukrzą walijski krajobraz.
